jego komendantka. Może w Jarze, a może gdzie indziej. Jakoœ wszyscy ciągną do tej wioski. - Zastanowiła się. Opuœciłam dwór i wybierałam się właœnie do Jaru. Spotykam ich godnoœci Armę i Ranera; „Œwietnie - mówią właœnie chcemy posłać kogoœ do Jaru”. Jaka

jego komendantka. Może w Jarze, a może gdzie indziej. Jakoœ wszyscy ciągną do takiej wioski. - Zastanowiła się. Opuœciłam dwór a także wybierałam się właœnie do Jaru. Spotykam ich godnoœci Armę a także Ranera; „Œwietnie - mówią właœnie chcemy posłać kogoœ do Jaru”. Jakaœ hołota chce do Hel-Krehiri. Gdzie idą? Do Jaru. Marny szpicel, ostatni ze szpiegów Trybunału, zabiera się z nimi, ponieważ gdzie chce? Do Jaru. Podobno przepadł oddział rahgarskich gwardzistów... Pewno siedzą w Jarze - zakpiła. - Mówię ci, niedługo będą tam wszyscy. Może poza jedną jedyną Hel-Krehiri. Jar, nowa stolica Grombelardu. - Nie, to mała wioska, nie można tam wykonać stolicy - powiedział z właœciwą sobie zdolnoœcią odczytywania żartu. - Ale coœ w tym okazuje się... w tym, co mówisz. najrozsądniej... - Mm? - najrozsądniej sprawdŸmy. ChodŸmy do tego Jaru. Wrócili po bagaże. - No a także co z tym durniem? - zapytała, spoglądając na jeńca. - Nie morduję ludzi z zimną krwią, zresztą za co toto mordować? Ale wlec go ze sobą? Puœcić? osobiście nie wiem. Raner wzruszył ramionami a także bez wyższych ceregieli zatłukł szpicla pałką. - Przestań! - wrzasnęła, było już jednak za póŸno. Raner miał naprawdę ciężką rękę... Ze wstrętem odwróciła wzrok. - Jak ty przeżyłaœ w tych górach, to ja nie wiem - powiedział, œcierając z broni krew a także przylepione włosy. Wytarł dłoń o kubrak zabitego. - Widać, jakoœ okazuje się to możliwe. - Pozbierała wolno swoje rzeczy a także poszła. - Hej, Łowczym! - zawołał. Odwróciła się, celując w niego palcem. - Trzymaj się z daleka ode mnie - ostrzegła. - Zatłukłeœ go jak psa. Nie jesteœ wcale lepszy niż on. Raner rozgniewał się. - A kto powiedział, że mam być lepszy, co?! Czekaj no, chcę usłyszeć! - rzucił ostro. - Wydaje ci się, że kim jesteœ, wasza godnoœć? Strzelać z łuku tchórzliwie a także z ukrycia to okazuje się prawidłowo, to okazuje się bardziej szlachetnie? okazuje się człowiek a także nie ma człowieka! Tak jak tamten. Szedł a także mówił, a zaraz potem zdychał a także nawet nie wiedział, kto go zabija. Strzała za strzałą! Ale pałką? Pałką to niedobrze, to Ÿle! - Skończyłeœ? - Nie skończyłem! Zabiłem go, ponieważ w Górach się zabija, ale chociaż potrafiłem spojrzeć mu w oczy! A ty?! - Skończyłeœ? - powtórzyła. Podszedł bliżej. - Łowczyni, ty jesteœ grombelardzką pomyłką - powiedział. Już nie krzyczał. - Taką... taką dziewicą bez cnoty. Pasujesz do tego, co właœnie jest w Górach, naprawdę pasujesz. Tutaj wszyscy, zamiast robić to, co trzeba, nagle zaczęli robić rzeczy dziwne a także nie trzymające się kupy. Jak kobiety. A ty jesteœ kobietą - zabrzmiało to jak obelga. - Jesteœ niekonsekwentna - starannie wymówił bodaj najtrudniejsze ze znanych mu słów. Trzasnęła go w gębę. Potem stała przez chwilę, jakby czekając, czy mężczyzna powie coœ dodatkowo. Odwróciła się. - ChodŸ, Raner. No? idziemy czy nie? Po długim, długim czasie - ponieważ uszli może z pół mili - odezwała się ponownie: - Dostałeœ po gębie dlatego, że masz rację. 20. U wejœcia do rozpadliny, nie dalej jak o dwa strzały z łuku, znajdowała się palisada. Cofnęli się ostrożnie, kryjąc za nieforemną piramidą skał. - Znasz to miejsce? - zapytał. Pokręciła głową. - nigdy tu nie byłam. Od dawna wiem o takiej wiosce, ponieważ wiem chyba o wszystkich, jakie są w Ciężkich Górach, a przynajmniej w tych partiach. Ale nigdy nie korzystałam z goœcinnoœci mieszkańców, przecież to jaskinia zbójecka. Zawsze była. - Zdaje mi się, że nikogo tu nie ma - powiedział. - Palisada cała, domy chyba też. Ale nie widać wartownika. Byłem tu parę razy, zawsze ktoœ pilnuje bramy. Zresztą zobacz: czy przypadkiem nie okazuje się uchylona? - Czy trzeba jakoœ niepostrzeżenie sforsować palisadę? Na przykład w nocy? - zapytała, ale zaraz wzruszyła